sobota, 9 czerwca 2012

Witam ;(

Ostatnio nie mam humoru do pisania. W stajni przez tydzień stały się dwie tragedie. ;( Zacznę od pierwszej, a wiec...
W sobotę 02 czerwca jak zawsze pojechałam rano do stajni. Gdy wysiadłam z samochodu Kasia od razu wygoniła mnie do domu. Nie wiedziałam co się stało, ale co miałam zrobić. Zgodziłam się. Później tata mi powiedział, że Kasia mówiła mu, że Farchadowi coś się stało i czekają na weterynarza. Mówił, że była strasznie przerażona żeby się nie wykrwawił na śmierć. Potem pojechałam do kina i przyjechałam znowu wieczorem do stajni. Okazało się, że Farchad chyba chciał przeskoczyć przez płot, ale się na niego nadział. Miał ponad 60 szwów i pozrywane ścięgna i mięśnie. Chwilkę go pogłaskałam ale zaraz musiałam jechać do domu. Następnego dnia znowu go odwiedziłam i pół dnia przesiedziałam u niego w boksie głaszcząs go i szepcząc do niego. Powoli mu się polepszało ale i tak nic nie jadł ani nie pił. Co pięć minut podtykałam mu pod nos wodę ale tylko raz się odrobinkę napił. Do domu pojechałam o 15.45, a o 16.00 zmarł. Z tego co słyszałam to dostał kolki. Właśnie tego się obawiałam. Cały poniedziałek przepłakałam. To dla mnie wielkie przeżycie. Jeszcze w niedziele miałam jazdę konną na Armanim i nie mogłam utrzymać się w siodle taka byłam zmęczona bo Farchad opierał się o mnie jak byłam u niego w boksie.
Druga tragedia stała się w czwartek 07 czerwca. Kasia pojechała ze swoim chłopakiem - Tomkiem i kimś tam jeszcze w teren. Tomek jechał na Armanim. W galopie zleciał z niego i złamał rękę i dwie nogi. Jedną nogę i rękę już ma w gipsie, ale z drugą nogą jest o wiele gorzej. Jest zmiażdżona. Dzisiaj, 09 czerwca Kasia poleciała z nim do niemiec na specjalną operację. Trzymam za niego mocno kciuki i mam nadzieję, że wy też.
                            Pozdrawiam Tala

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz